Dzień 4 Ateny
Przyjemny,
bardziej leniwy niż trzeciego dnia, poranek oblał mnie przyjemnym słońcem,
które później rozgrzało powietrze do dwudziestu sześciu stopni Celsjusza. Brak
wiatru i ciężki dostęp do cienia spowodował, że odczuwalna temperatura była
znacznie wyższa.
Śniadanie
w hotelu, położonym na obrzeżach centrum, było całkiem niezłe. Na moim talerzu
królowały oliwki oraz wszelkiego rodzaju marynaty i sery odkryte podczas
wędrówki wzdłuż szwedzkiego stołu.
Pierwszym
zabytkiem na dzień dzisiejszy była świątynia Zeusa, położona w odległości około
kilometra od Panteonu. Resztki imponującego łuku Hadriana oraz kilkanaście
doryckich kolumn to jedyne, co zostało po imponującej budowli i jej otoczeniu.
Kolumny mają w sobie coś magicznego i chyba nigdy mi się nie znudzą. Nie chciał
bym żeby zdobiły wejście do mojej rezydencji ale lubię ich widok. Sama
świątynia została wzniesiona w 131 roku naszej ery. Jej budowa trwała przeszło
800 lat ze względu na sytuację polityczną w antycznej Grecji. Świątynia, po
ukończeniu prac i kilkukrotnych modyfikacjach jej planów, liczyła 104 marmurowe
kolumny i miała wymiary 107 na 43 metry. Ta imponująca budowla była największą
świątynią Starożytnej Grecji. Wewnątrz świątyni znajdowała się kopia posągu Zeusa
z Olimpu oraz posąg cesarza Hadriana który ukończył świątynię (rzadko spotykane
połączenie kultu cesarskiego z boskim). Do dzisiejszych czasów dotrwało 15
kolumn które nadal robią niesamowite wrażenie. Marmurowe bloki, oblane
południowym słońcem, okazały się doskonałym wstępem do dalszego zwiedzania.
Zaraz
po świątyni Zeusa udaliśmy się do nowoczesnego (oddanego 4 lata temu do użytku)
muzeum Akropolis. Kolekcja glinianych naczyń, zgromadzona z wykopalisk ze wzgórza,
na którym stoi Panteon nie powaliła mnie na kolana. Zdecydowanie nie raz
napatrzyłem się na znacznie ciekawsze zbiory gliny. Najciekawszym obiektem w
muzeum była oryginalna elewacja Panteonu ze zrekonstruowanymi na podstawie
szkiców dawnych podróżników, brakującymi elementami . Myślę, że znacznie lepiej
prezentowałaby się w miejscu gdzie znajdowała się wcześniej. Zdecydowanym hitem
muzeum była szklana podłoga na trzecim piętrze muzeum, doskonale widoczna z
parteru. W upalne greckie lato to miejsce mogłoby dostarczać najmocniejszych
wrażeń.
Z
muzeum przeszliśmy na wzgórze. Spacer pod drzewami oliwnymi w przyjemnym
ciepełku był całkiem przyjemny. Zresztą już od samej świątyni Zeusa całe
wzgórze było doskonale widoczne i kusiło tym, co na nim stało.
Panteon to jedna z najbardziej inspirujących budowli na ziemi. Jest też powodem, dla którego warto odwiedzić Ateny. Jego architekci wyprzedzili swoją epokę o tysiące lat, a może po prostu wyznaczyli trend na kolejny tysiąc, który miał po nich nastąpić. Świątynia powstała około 2500 lat temu. Proporcje zastosowane do projektu świątyni nazwano idealnymi i siedząc na ławce, ze wzrokiem wpatrzonym w ruiny świątyni Ateny, nie mogłem się nie zgodzić. Panowie, podczas rysowania, tak rozłożyli proporcje, odległości między kolumnami (na zewnątrz gęściej w środku rzadziej) i w taki sposób dobrali krzywiznę świątyni (nie jest ona prosta tylko uniesiona w środkowej części), aby robiła kolosalne wrażenie na starożytnych Grekach. To wrażenie robi do tej pory. Świątynia, zachowana w dość dobrym stanie, po dziś dzień urzeka pięknem. Budynki obok - już nie. Ze wzgórza świątyni widać całą panoramę współczesnych Aten.
Kolejnym przystankiem był pięknie odnowiony Portyk Attalosa na terenie Antycznej Agory. Miejsce to było prezentem króla Attalosa II dla Aten, w których studiował filozofię u samego Karneadesa. W starożytnej Grecji piękne, bogate w kolumny zadaszenie, chroniące przed słońcem, było miejscem zadumy i handlu. Portyk miał 116 metrów długości i mieścił w środku 42 sklepy. I mieści do tej pory, ponieważ jest idealnie zachowany i odrestaurowany. Panujący tam przyjemny chłód oraz wysokie sklepienie, podtrzymywane doryckimi kolumnami, skłania do zadumy. To urocze miejsce pozwala sobie wyobrazić jak mogło wyglądać dawne życie Greków. Reszta ruin Antycznej Agory nie powaliła mnie na kolana.
Panteon to jedna z najbardziej inspirujących budowli na ziemi. Jest też powodem, dla którego warto odwiedzić Ateny. Jego architekci wyprzedzili swoją epokę o tysiące lat, a może po prostu wyznaczyli trend na kolejny tysiąc, który miał po nich nastąpić. Świątynia powstała około 2500 lat temu. Proporcje zastosowane do projektu świątyni nazwano idealnymi i siedząc na ławce, ze wzrokiem wpatrzonym w ruiny świątyni Ateny, nie mogłem się nie zgodzić. Panowie, podczas rysowania, tak rozłożyli proporcje, odległości między kolumnami (na zewnątrz gęściej w środku rzadziej) i w taki sposób dobrali krzywiznę świątyni (nie jest ona prosta tylko uniesiona w środkowej części), aby robiła kolosalne wrażenie na starożytnych Grekach. To wrażenie robi do tej pory. Świątynia, zachowana w dość dobrym stanie, po dziś dzień urzeka pięknem. Budynki obok - już nie. Ze wzgórza świątyni widać całą panoramę współczesnych Aten.
Kolejnym przystankiem był pięknie odnowiony Portyk Attalosa na terenie Antycznej Agory. Miejsce to było prezentem króla Attalosa II dla Aten, w których studiował filozofię u samego Karneadesa. W starożytnej Grecji piękne, bogate w kolumny zadaszenie, chroniące przed słońcem, było miejscem zadumy i handlu. Portyk miał 116 metrów długości i mieścił w środku 42 sklepy. I mieści do tej pory, ponieważ jest idealnie zachowany i odrestaurowany. Panujący tam przyjemny chłód oraz wysokie sklepienie, podtrzymywane doryckimi kolumnami, skłania do zadumy. To urocze miejsce pozwala sobie wyobrazić jak mogło wyglądać dawne życie Greków. Reszta ruin Antycznej Agory nie powaliła mnie na kolana.
Na
kolejnej agorze, tym razem rzymskiej, najciekawszym obiektem była wieża wiatrów
z podobiznami postaci, przedstawiającymi wiatry wiejące przez Antyczną Grecję.
Miłym akcentem zwiedzania antycznego targu była obecność żółwia, który
spacerował charakterystycznym dla siebie tempem przez sam środek placu.
Obiadek zjadłem, w niezmiennym od początku towarzystwie - Michała i Magdy. Nabitą na patyk grillowaną wieprzowinę z pidą i pomidorkiem pochłonąłem ze smakiem. Jak na ogół w Grecji, po posiłku kelner przyniósł nam maleńki deser oraz szklaneczkę domowej ouzo, która o dziwo, powoli zaczynała mi smakować. Obiad zakończyliśmy piwkiem pod parasolem w przyjemnym greckim ciepełku.
Przechadzka
po greckich knajpkach była wisienką na torcie dzisiejszego dnia. Talerz
grillowanego mięsa z pidą, popity mythosem, smakował wyśmienicie w otoczeniu
ruin starożytnej Grecji. Obiadek zjadłem, w niezmiennym od początku towarzystwie - Michała i Magdy. Nabitą na patyk grillowaną wieprzowinę z pidą i pomidorkiem pochłonąłem ze smakiem. Jak na ogół w Grecji, po posiłku kelner przyniósł nam maleńki deser oraz szklaneczkę domowej ouzo, która o dziwo, powoli zaczynała mi smakować. Obiad zakończyliśmy piwkiem pod parasolem w przyjemnym greckim ciepełku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz