Dzień 5 Szlakiem na Peloponez
Lekko
chłodny, ale dobrze rokujący, poranek zaczął się od wyprowadzki z hotelu
położonego w samym centrum Aten. Autokar ruszył w stronę Peloponezu, omijając
poranne korki.
Pierwszym
obiektem na trasie, jaki odwiedziliśmy,był słynny Kanał Koryncki. Imponująca
dziura w ziemi, która zupełnie zmieniła żeglugę morską. Żeby pokazać Wam jak
ważny jest ten przesmyk posłużę się mapką poniżej.
Źródło: https://www.google.pl/maps
Najstarsze plany powstania kanału
powstały około 2500 lat temu. Pierwsze próby wcielenia ichw życie zainicjował
Neron rok przed swoją śmiercią, po której zarzucono projekt – w tamtych czasach
przedsięwzięcie było zbyt kosztowne. Kanał powstał dopiero w 1893. Ma 6,3 km
długości i pozwala skrócić drogę statkom nawet o 400 kilometrów. Jeżeli chodzi
o mnie to, widząc ten kanał, pierwszy raz w życiu napaliłem się na skok na bungee,
bo w tej wąskiej przestrzeni musiałoby to być cudowne uczucie. I patrząc z mojej
perspektywy - jedyna szansa na rozrywkę nad kanałem Korynckim.
Korynt był
kolejnym przystankiem na trasie. Umiarkowanie zachowane, antyczne miasto, pełne
kolumn, z zachowaną ciekawą uliczką sklepów, z których jeden ocalał w mało
naruszonej zębem czasów postaci (zachowane sklepienie). Przy odrobinie
wyobraźni można poczuć klimat antycznego portowego miasteczka z centralnie
umieszczonym targiem rybnym, który kipiał życiem i aromatem dóbr morza. Ruiny
świątyni Apollina są słabo zachowane, niestety jak większość zabytków w rejonie
antycznych wykopalisk.
Następny
przystanek to dla odmiany ruiny. Tym razem Epidauros, ze ślicznie zachowanym
amfiteatrem.„Ślicznie zachowane” to stwierdzenie, które rzadko pojawia się w
moich wpisach o Grecji. Grecy mają w zwyczaju pozostawianie odkryć
archeologicznych w takim stanie, w jakim je znaleźli. Okres świetności kultury
greckiej przypada na okres przed naszą erą, a tereny te były wielokrotnie
podbijane, grabione i rujnowane.To sprawia, że jakość znalezisk pozostawia wiele
do życzenia. Amfiteatr w Epidauros aż do XVIII wieku spoczywał pod warstwą ziemi,
więc mu się upiekło. Zawsze lubiłem amfiteatry.
Ich akustyką zachwycałem się już dawno, będąc w Turcji. Ten nie miał wielkich
gabarytów, ale stan, w jakim jest aktualnie robi spore wrażenie. W teatrze po
dzień dzisiejszy wysławiane są greckie tragedie.
Następny
przystanek, jak nie trudno się domyślić, to kolejne ruiny – Mykeny. To państwo -miasto
wytworzyło bardzo specyficzny styl glinianych naczyń oraz specyficzną dla
kultury Mykeńskiej architekturę. Same ruiny były zdecydowanie najlepiej
zachowane na tle wcześniejszych i posiadały osobliwy klimat. Miasto zbudowane
na wzgórzu otoczone było murami. Do
wnętrza miasta prowadziły dwie duże bramy (z których przyzwoicie zachowaną Lwią
Bramę możecie oglądać na zdjęciu poniżej) i dwa mniejsze wejścia. Obok miasta znajdował się grobowiec,
prawdopodobnie Agamemnona, o dość ciekawej budowie, z sufitem schodzącym się na
kształt stożko- podobny. Grobowiec ten posiada kopułę o średnicy niespełna 15
metrów i stanowi największą budowlę kopułową odkrytą do tej pory. Jego wnętrze
robi niesamowite wrażenie, a odnalezione tutaj relikty znajdują się obecnie w,
oddalonym o około 2500 kilometrów, Muzeum Brytyjskim w Londynie.
Po
dzisiejszym dniu uzmysłowiłem sobie jak wielkie różnice były w starożytnej
Grecji między każdym państwem - miastem. Oprócz odrębnych przepisów każde z
nich miało swoją architekturę sposób wznoszenia i zdobienia kolumn, pismo i
walutę. Religia w państwach - miastach skupiała się na wybranych przez siebie bogach
i bóstwach. Sposób budowy twierdz też było odmienny, co sugeruje również odmienną
od siebie sztukę prowadzenia działań wojennych. Doskonałym przykładem są tutaj
Spartanie, przewyższający znacznie inne polis w dziedzinie wojskowości. W
swojej antycznej odsłonie Grecja musiała być bardzo ciekawym krajem, czy raczej
rodzajem konfederacji poszczególnych miast państw. Taka różnorodność i
suwerenność była nie raz przyczyną konfliktów wewnętrznych oraz wojen domowych
(choć może niekoniecznie domowych ze względu na suwerenność poszczególnych
polis).
Wieczorem
trafiliśmy do nadmorskiej miejscowości, gdzie było już po sezonie. Większość
wycieczki ruszyła tłumnie na wieczór grecki, ja natomiast spasowałem i wspólnie
z poznaną wcześniej parą ruszyłem na kolację. Wchłonęliśmy średnio smacznego
Gyrosa, którego popiliśmy jeszcze paskudniejszym domowym winem podanym w dzbanie podobnym
do nocnika. W miejscowym sklepie ze wszystkim udało nam się dostać greckie wina
o znacznie ciekawszym bukiecie. Wieczorkiem, na pustej plaży z widokiem na
podświetlony kościółek, wypiliśmy zakupione trunki.
Dzień 6 Dawna grecka stolica
Po
kolejnym wykwaterowaniu dojechaliśmy do dawnej stolicy Grecji, a w zasadzie była
to pierwsza stolica nowożytnej Grecji. Nafplio to jedyne miasto w Grecji,które
ma budowę charakterystyczną dla państw bałkańskich. Zostało wzniesione przez Wenecjan,
którzy uwielbiali wąskie uliczki pełne kolorowych kamienic. Nad miastem na
wzgórzach znajduje się śliczna twierdza, do której nie udało mi się niestety
dotrzeć. Zamiast wyprawy do twierdzy rozkoszowałem się urokiem ciasnych uliczek
oraz zimną kawą na bulwarach. Z bulwarów roztaczał się widok na wspomnianą wyżej
twierdzę, położoną na niewielkiej wyspie. Miasto pełne kolorowych kamienic, z
drewnianymi okiennicami, pożegnało mnie straszną ulewą.
Przez ogromne strugi deszczu dojechaliśmy do
kolebki lekkoatletyki – Olimpii. Pierwsza wioska, w której zrodziła się idea
igrzysk olimpijskich została zniszczona trzęsieniem ziemi i przysypana piachem oraz
mułem z pobliskiej rzeki więc jest przyzwoicie zachowana. Oczywiście przyzwoicie
zachowana jak na tutejsze zabytki. Już wyjaśniam. Zabytki greckie najłatwiej
podzielić na dwie kategorie - te które sięgają do kostek i te które sięgają do
kolan. Olimpia należy do kategorii kolanowej. To, co zostało po dawnych
budowlach,Świątyni Zeusa czy bieżni, na której walczono w wielu dyscyplinach,pozwoliło mi
poczuć ideę tego sportu. Kontury budowli bardzo intensywnie pobudzały
wyobraźnię.
Po
długim przejeździe z finiszem po wąskich górskich drogach,
zawitaliśmy do Delfie – miasta położonego na wzgórzu, gdzie noc spędziliśmy w
miłym, niewielkim hoteliku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz