poniedziałek, 17 stycznia 2011

Kumily - przeprawa przez dżunglę

Kumily to wioska położona na terenie Indyjskiego Parku Krajobrazowego (Periar National Park) , którym jest dżungla. Przyznam, że rewelacyjny pomysł.

Na północy Divali trwa
Niestety na początku okazało się, że zrobiłem małą wtopę. Otóż okazało się, że na północy jest ostatni weekend 10-dniowego święta, więc większość pensjonatów była zajęta po brzegi, a do wejścia do parku była tak wielka kolejka, że pozostały mi 2 alternatywy – stać w kolejce pół dnia i potem przejść się po zadeptanych krzakach albo znaleźć inną rozrywkę w tej okolicy. Oczywiście nie zastanawiałem się zbyt długo, złapałem pierwszego motorikszarza i pojechałem na plantację przypraw i dziwnych roślin i zrobiłem 1000 ślicznych zdjęć. Pomysł okazał się doskonały. W ogrodzie facet miał wszystko, co dało się zjeść lub przerobić na lekarstwa, jedzenie i narkotyki. Kawa, kakao, kokaina – do wyboru do koloru :). A propos koloru, same kolory też robiły wielkie wrażenie. 








Czas na herbatę
Następnym punktem wyprawy była śliczna plantacja herbaty. Nie widziałem nigdy czegoś takiego. Wzgórza porośnięte bujnymi krzakami, z wydeptanymi do samej ziemi ścieżkami dla zbieraczek górnych liści, to coś niesamowitego. Pole wygląda niczym cętki na kanapie z lamparciej skóry. Z tą tylko różnicą, że cętki są zielone. Właściciel pola oprowadził mnie po nim, pokazał swoją wytwórnię herbaty i omówił krótko procesy, jakim poddaje herbatę, aby zrobić z niej napój. Ciekawa opowieść, ale przyszedł czas iść dalej.




Kolacja
Popołudnie spędziłem we włoskiej knajpie pożerając całkiem smaczną pastę z sosem z suszonych pomidorów, która w Polsce nie poruszyłaby mną pewnie wcale, ale w Indiach to było jak niebo w gębie. Po sytym obiadku powłóczyłem się po lokalnych sklepikach, potem piwko i spać. 

Przez dżunglę
Następnego dnia udałem się do opisanego przez tubylca punktu widokowego. Niestety jego opis nie był zbyt trafny i zamiast do punktu widokowego dostałem się do dżungli. Nie zasmuciło mnie to wielce i zacząłem podążać ścieżką rzuconą mi przez los na otarcie łez za brak widoku na całe Kumily. Widoku z tej ścieżki nie było, cała była zarośnięta, natomiast przygoda wypasiona. Ścieżka wiła się w górach wznosząc się na 1300 m n.p.m. i opadając do 600 m n.p.m. Po drodze roślinność zapierała dech w piersiach. Nie mam nawet pojęcia, co to były za krzaki i badyle, ale najważniejsze, że były zajebiaszcze. Trawa wyższa ode mnie, drzewa z kolcami, bambusy, bluszcze obrastające wszystko co popadnie, krzaki - hmm nie ma to jak precyzyjny opis, na tym wszystkim pająki znacznie większe od ludzkiej dłoni i małpy siedzące na drzewach. Niesamowite. Podróż trwała kilka godzin i cieszę sie jak dziecko, że dobrze naładowałem baterie w Garminie, bez niego podejrzewam, że o cieszeniu się z odnalezienia tej malowniczej ścieżki mógłbym pomarzyć.






Przed wyjazdem pochłonąłem obiadek i udałem sie z powrotem do Chinnalapatti. I kolejna wyprawa za mną.

Pozdrawiam J.K.P.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz