Ostatnio zasięg moich eksploracji znacznie zmalał i skupiłem się na najbliższej okolicy.
Otóż 15 kilometrów od miejscowości, w której przyszło mi żyć, jest jezioro położone u podnóża gór, w których znajdują się między innymi Kamarajar i Munnar, opisany wcześniej.
Wspomnienia
No i tutaj się uruchomiło moje zamiłowanie do natury i spacerów przez zielony las. Moje zamiłowanie do zielonych terenów to prawdopodobnie pozostałość ze wspaniałego dzieciństwa, które tygodniami spędzałem w towarzystwie kolegów i rodziców nad jeziorem Steklin. To były piękne czasy dla niejednego z nas. Znajomi zostali do tej pory, a jezioro nadal się znajduje tylko jakieś 7000 km ode mnie w lini prostej. Wg mapy drogowej na dojazd do tego ślicznego miejsca musiałbym poświęcić 5 dni i 16 godzin, przejeżdżając 10 562 km między innymi przez Pakistan, Irak i obok Afganistanu. Na dzień dzisiejszy nie mogę pozwolić sobie na taką wyprawę, więc na otarcie łez dostałem Kamarajar, substytutu przyjaciół nie mam zamiaru nawet szukać, bo i po co, skoro są i nie da się ich zastąpić. Dzisiaj podczas spaceru znalazłem miejsce nieco podobne do tego znanego obrazu z dzieciństwa, więc postanowiłem podzielić się z Wami fotkami.
Kamarajam
Różnice pomiędzy Steklinem a Kamarajam nie kończą się wyłącznie na nazwie. Kamarajam jest dużo mniejsze, wydaje się też płytsze. Otoczone jest ślicznymi górami, które u podnóża zbudowane są po prostu z wolno posuwającej się kilka milionów lat temu lawy, która zastygła tworząc bardzo dogodne podejścia. Dla amatorów wspinaczki musi być tutaj sporo rozrywki. Ja też sobie pozwoliłem na małe wejście. Z braku dobrego obuwia i problemów z kolanem wysokość nie była specjalnie imponująca, ale widoki zaczęły robić się bardzo atrakcyjne nawet po podejściu 350 metrów wzwyż.
Ośrodki
Wokół jeziora znajdują się 3 pensjonaty prowadzone przez małżeństwa Holendrów i Brytyjczyków, którzy osiedlili się tutaj kilka lat temu. Warunki mają dobre, ceny raczej wysokie, ale miejsca są z pewnością warte uwagi.
Wodospad
W Polsce nad jeziorem mieliśmy źródełko, z którego pobieraliśmy wodę. Tutaj znalazłem rzekę, z której zapewne nie napiłbym się nigdy, ale za to strumyk w Indiach zaczyna się wodospadem, do którego nie udało mi się tym razem dojść wystarczająco blisko.
Zwierzęta
W Polsce największym zagrożeniem były krowy, które podchodziły pod obóz o poranku. Tutaj jest nieco gorzej. Zwłoki skorpiona na drodze do ośrodka Holendrów przypomniały mi gdzie jestem. W Indiach nauczyłem się patrzeć bardzo uważnie pod nogi. Jest to dość mocno uzasadnione. W pracy, co chwila ogrodnik chwali mi się, że zabił żmiję, która wg Dr Google znajduje się w top 10 morderców świata. Skorpiony, które spotykam, też nie wydają mi się bezpieczne. Więc idąc, trzymam oczy wpatrzone w ziemię, omiatając dokładnie 4 metry kwadratowe przed moimi stopami. Unikam trawy. Tam nie dojrzę węża, a wiem, że tam są. Zawsze coś szeleści w trawie, gdy obok przechodzi człowiek. Trzeba tutaj na siebie uważać. Oprócz węży, żmij i skorpionów są jeszcze jadowite pająki, kolorowe żabki i stada innych zwierząt, czyhających w przyczajeniu na pysznego białasa.
Pozdrawiam J.P.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz