Autokar
Przyznam, że nie jestem wielkim
fanem wyjazdów, organizowanych przez biura podróży. Zawsze od tego typu imprez
odstraszał mnie fakt, że ludzie słabo się ogarniają, a ja jestem niewolnikiem
planu stworzonego nie przeze mnie. Pierwszy raz, od wielu lat, zdecydowałem się
na skorzystanie z tego typu usługi. Wybór padł na objazdową wycieczkę po
Grecji. Uwielbiam rejon świata, w którym Grecja jest położona, ze względu na
specyficzny klimat, pyszne uprawy i wyluzowanych mieszkańców, więc się jednak
skusiłem.
Dzień 1-2 Dni kanciastego tyłka
Pierwsze 2 dni upłynęły mi pod
znakiem tranzytu przez Polskę, Czechy, Słowację, Węgry, Serbię, Macedonię i cześć
Grecji. Autobus pokonywał tę trasę z umiarkowaną prędkością i ze zdecydowanie
sporą częstotliwością nieco przydługich przystanków. Nie jestem przyzwyczajony
do tak wolnego tempa podróży, a moje pośladki zdecydowanie nie są
przyzwyczajone do siedzenia przez tyle czasu na autokarowym siedzeniu. Podróżując
własnym pojazdem poruszam się znacznie szybciej, zatrzymuję się tam, gdzie zaplanowałem,
gdzie wypatrzę coś ciekawego, gdzie zrobię się głodny lub po prostu gdzie chcę. Po tak długim czasie, spędzonym w
autokarze, powiedzenie „rozbić coś o kant dupy” staje się absolutnie wykonalne.
Wschód
słońca przywitał mnie w Serbii, gdzie przykleiłem się do szyby, chłonąc krajobraz
powoli przesuwający się za szybą. W Serbii, podczas „tysięcznego” przystanku,
udało mi się zakupić 4 Jelenie (serbskie piwo typu lager, z miłą, delikatną
goryczką – konieczna pozycja w Serbii), znane z mojego postu o Bałkanach. Piwka
chętnie spałaszowałem już w Grecji na kolację wzbogaconą serbskim pieczywem i
grecką fetą, ale o tym później. Droga była pełna przystanków w absolutnie mało
atrakcyjnych miejscach, a szlag mnie trafiał na myśl o przystankach, które
zaliczyłbym jadąc samemu.
Podczas przejazdu przez Macedonię własnym
sumptem lustrzanka rzadko drzemałaby w plecaku. Bardzo chętnie uwieczniłbym
większość widoków, które z tej podróży pozostały jedynie w mojej pamięci.
Krainy Macedonii są kością
niezgody między Unią Europejską a Grecją. Od 1992 roku Grecja odmawia uznania
istnienia Republiki Macedonii. Grekom chodzi głównie o nazwę kraju.
Przypisywanie sobie symboli narodowych oraz dziedzictwa dawnej krainy
rozwścieczyło ich nie na żarty. Uznają tę krainę za część własnego dziedzictwa
kultury więc stanowczo protestują jej zagarnięciu przez byłą Federalną Republikę
Jugosławii. Tak czy inaczej, kraj ten urzekł mnie pięknem swojej przyrody i
ukształtowaniem terenu. Poprzecinane rzekami góry ciągną się przez sporą część
tej krainy. Te widoki powodowały, że jechałem przyklejony do autokarowej szyby
jak glonojad, chłonąc oczami co tylko zdążyłem.
Drugiego
dnia podróży zajechaliśmy do pierwszego hotelu na trasie. Znajdował się on w
samym centrum niczego. Wspólnie, z poznanymi w autokarze Marcinem i Magdą,
wysłuchaliśmy opowieści przewodniczki o tym, że do pobliskiego miasteczka jest
pewnie ze 100km i raczej nic tam nie znajdziemy. Wyruszyliśmy więc na
poszukiwania. Idąc skrajem trasy, po której pędziły tiry, przez łąki i pola, po
godzinie dotarliśmy do greckiego miasteczka. Wieczór udało się spędzić w sympatycznej, wiejskiej
knajpce. Greckie piwo, podane z małą przekąską, smakowało wyjątkowo po tylu
godzinach podróży.
Kolejna część opowieści o wyprawie w Grecji znajduje się turaj:
http://indiaexposure.blogspot.com/2014/09/grecja-antyczna-przez-meteory-do-aten.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz