czwartek, 10 marca 2011

Jazda samochodem w Indiach




A propos jazdy samochodem, wspomnianej w poprzednich postach, pokonałem kolejną bestię.

Auto w Indiach
 zdjęcie zaczerpnięte z http://www.rpmgo.com


Jeżdżę tutaj autem. Brzmi to może mało imponująco, ponieważ jak powszechnie wiadomo Kuba jeździ autem od jakichś 5 lat, ściga się w rajdach od roku, ma 2 garnki na kominku, zdobyte wspólnie z małżonką, więc czym to się w ogóle chwali.



Więc wygląda to tak. W Indiach na drodze panuje większa anarchia niż w zapomnianych republikach Ameryki Południowej, większa niż podczas rewolucji w zaściankowych krajach czarnej Afryki. W zasadzie zasady nie istnieją na pierwszy rzut oka. Czy oby na pewno?

Nieprawda. Są zasady. №1. Autobus jak jedzie, to się nie zatrzyma pod żadnym pozorem, więc jak jedzie, to trzeba spierdzielać, gdzie sie da. Generalnie ruch w Indiach odbywa sie z małą preferencją lewego pasa, ale autobusy są wyjęte z tej zasady. Same wybierają sobie pas, którym chcą podążać, więc zasada №1 jest często stosowana. 



Ciężarówki mają nieco mniej uprawnień niż autobusy. Wydaje mi się, że wynika to jedynie z faktu, że są tak przeciążone, że nie osiągają zbyt wielkich prędkości, więc one częściej preferują lewą stronę. 



Samochody osobowe, do których ja się zaliczam, jeżdżą pomiędzy ciężarówkami a autobusami.



Motoriksze i inne pojazdy trójkołowe uciekają przed osobówkami i ciężkim sprzętem. Nie mają z tym większego problemu. Posiadanie 3 kół w Indiach to wielka wygoda. Czasem mam wrażenie ze motoriksze są w stanie zawrócić na powierzchni nie większej niż arkusz papieru A3, więc niezwykle zwinnie zapełniają każdy wolny mm2 na drodze.

W tej całej piramidzie motoryzacyjnych istnień kolejny poziom zajmują motocykle i rowery. Hmm, jednoślady tutaj nie mają żadnych praw. Mają najsłabsze klaksony, więc uciekają przed wszystkim, co jeździ. W zasadzie przy wyprzedzaniu innych pojazdów, już po 3 tygodniach jeżdżenia w Indiach, przestałem uznawać jednoślady za przeszkodę. Po prostu jadę jakby ich nie było, a motocykle i cykliści zwinnie unikają czołowego zderzenia z moją taverą. Nie wiem tylko do tej pory, jak to się dzieje, więc uznałem to za coś w rodzaju dogmatu. Tak po prostu jest.



Teraz zwierzęta. Hm, tu nie ma wielkiej filozofii. Krowa, jak wiadomo, to zwierzę święte, więc trzeba na nią uważać. Stała się bowiem już dawno temu symbolem tego kraju. Bawoły też stanowią sensowną przeszkodę, bo są większe od auta, którym się poruszam i do tego są dość powolne, więc mało rozsądne byłoby przecinać tor jazdy bawołem z pomalowanymi rogami niebieską olejną farbą, bo i po co. Każdy inny zwierzak jest jak motocykl, zwinnie znika, gdy uznaje, że jadę z nim na spotkanie. Od tego wyjątkiem są zwierzęta stadne. Wszelkie przechodzące z domostwa na pastwisko stada baranów, kóz i innych wynalazków skutecznie potrafią opóźnić powrót do mieszkania.



Drogi tutaj to dość prosty temat. Autostrady są w gorszym stanie niż ulica Toruńska we Włocławku (ta przy Azotach na wjeździe z Torunia) reszta jest duuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuużo gorsza. Nie ma odniesienia do rzeczywistości znanej Wam z Europy. Przy niektórych ulicach odcinki w Świeciu, które pokonuję z rodziną podczas rajdów 4X4 naszym Cherokeem, to pestka. Studzienki potrafią wystawać 50-70 cm z drogi, dziury są czasem głębsze od koła samochodu. 



Jazda nocą to zupełne szaleństwo i brak poszanowania własnego życia. Już od dawna mam wrażenie, że w Indiach pojęcie stopniowania nie jest wprowadzone w życie. Można włączyć muzykę na maksa albo nie słuchać wcale, można włączyć film w autobusie na maksa albo nie mieć DVD (bez DVD podróż będzie dużo przyjemniejsza). Można włączyć wszystkie światła albo nie mieć ich wcale. Więc w nocy wszyscy napierdzielają sobie wszystkimi światłami, jakie tylko są dostępne (poza migaczami, które nie działają w tym kraju wcale). Do tego warto zaznaczyć, że drogi są częściowo pokryte asfaltem, więc w miastach po suchym dniu w nocy wzbija się wielka ilość pyłu, którą bajecznie oświetla 10000000 długich świateł, co w efekcie tworzy brązową zasłonę przed przednią szybą. Piesi nie używają chodników (za co ciężko ich winić, bo nie da się po tym torze przeszkód przejść za dnia), a rowerzyści pozbawieni są jakiegokolwiek oświetlenia, więc tutaj to już tylko sam Ganeśa albo Śiwa może pomoc, bo nic więcej nie zostaje.
 
Same przepisy ruchu drogowego w Indiach przypominają mi nieco hinduizm. Są zwierzęta, w które warto inwestować po śmierci – krowa; są takie, którymi lepiej sie nie narodzić ponownie – komar przenoszący malarię. Wiec Tata moto po tak wielkim wypadku, po którym nie stanie już nigdy na nogi (a to tutaj też ciekawa historia) marzy o tym, by narodzić się autobusem firmy Ashok Leyland. Natomiast zdecydowanie Tata Nano, który wjedzie w przystanek pełen przykładnie żyjących Hindusów, narodzi sie rowerem bez dzwonka.


 Ja się już czuję pewnie za kierownicą osobliwego Chevroleta Tavery. Samochód wyposażony jest w 2,5 litrowy silnik Diesla z turbiną mniejszą od męskiego kciuka. Ten pojazd zbiera się na tyle wolno, że do obliczenia przyspieszenia do 100 km należałoby zapisać datę rozpoczęcia jazdy, a po jakimś czasie sprawdzić czy to już, czy jeszcze trzeba poczekać. Zdecydowanie to wszystko, czego tutaj trzeba. Auta, które mogłyby przebić barierę 140 km, do których Tavera z trudem dochodzi podczas jazdy z górki byłyby złym pomysłem. Po tych drogach, na autostradach, przez które przepędzane są stada krów i owiec, gdzie za zakrętem można napotkać dziurę wielkości kraterów na Księżycu widocznych z Ziemi Tavera z fabryczną metalową płytą chroniącą miskę olejową jak w mojej terenówce to wszystko, czego można chcieć.


 No i zapomniałem podkreślić najważniejszego. Klakson. Tutaj jest nieodzowną częścią auta. Bez niego ani rusz. Jechałem raz z zepsutym i nie szło to najlepiej. Rowerzyści, pieszy, krowy, psy, jaszczurki nie zejdą z drogi do póki nie usłyszą trąbienia. Samochód nie rtąbiący jest równoważny z samochodem nie jadącym. Jeżeli nie trąb znaczy że przeszkoda na drodze nie przeszkadza kierowcy i nie musi zostać usunięta. Długo można by o tym opowiadać, ale zdecydowanie takiej jazdy po prostu trzeba spróbować.

4 komentarze:

  1. Świetny tekst! :) Uśmiałem się w duchu niesamowicie. Jestem na wykładzie więc musiałem się powstrzymywać, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
    Kuba, nie wspomniałeś o jednym, jedynym pojeździe będącym najwyżej w hierarchii. Nawet ponad autobusami marki Ashok Leyland... Toyota Yaris a.k.a. "Złoty pocisk" :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kozak nie sprzedają tego cuda w Indiach. Ten kraj jest wolny od Yarisa, hinduizm też. Przykro mi twoje auto nie przeszło reinkarnacji. Nie było wcześniej dobrym rowerem, złym autobusem czy nawet marchewką.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nonsens! Przecież sam widzę, że na pierwszym zdjeciu hindusi wyznają "Złoty pocisk" oddając mu cześć poprzez całopalenie jedwabnej makiety boga Yarisa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Macieju muszę cie zawieś po raz drugi. Palona makieta jest wyrazem dezaprobaty osiągów i ubogiego wyposarzenia Taty nano. Indusi zebrali się na pokojową manifestację aby pokazać Panu Tacie że za 1000 Rupii oczekują klimatyzacji stregowej i obręczy opon o wielkości przynajmniej 6 cali wykonanych ze stopów aluminium.

    OdpowiedzUsuń