Kerala
Tym razem wybór padł na zachodnią część Kerali. Jeszcze jestem w pracy, ale za 3 godziny zasiądę za sterami pojazdu i pojadę przed siebie. Nie mam żadnego konkretnego planu tej podróży. Nie było czasu dobrze się przygotować, więc po prostu naładowałem Garmina, spakowałem aparat, szczoteczkę i koc na noc i ruszę przed siebie z kasą, która ma starczyć na paliwo i nocleg ;-). Zobaczymy, dokąd zajadę. Kierunek obrany na początek trasy to fort Kochin.
Piątkowa noc za kółkiem
I istotnie, o siedemnastej wyruszyłem w trasę. Kupiłem 4 francuskie ciacha, 2 butelki wody destylowanej i w drogę. Jechałem 5 godzin i się zmęczyłem. Jazda po zmroku tutaj to konkretny koszmar, na który poświęcę inny post. Zjechałem z międzystanówki na drogę lokalną i kimnąłem się na tylnim siedzeniu. Mimo iż auto ma słuszne gabaryty, to i tak nie pozwala na wyprostowanie się w środku. Choć i tak spałem dobrze. To co przeszkadza w takich akcjach w Polsce to na ogół temperatura, która w nocy zdecydowanie spada. Tutaj co prawda też spada, ale z 30 do 25, więc spało sie bosko. Obudziłem się i niespodzianka. Zaparkowałem swojego campera pod palmą obok fajnego stawiku. Mam wrażenie, że wyprawa będzie udana. Póki co nadszedł czas na śniadanie.
Śniadanie
No i tutaj strzał w dziesiątkę. W obskurnym, przydrożnym barze trafiłem na pysznie przyrządzony gobi manchurian podsmażany z chilli. Genialne. W Kerali mają znacznie lepsze jedzenie niż w Tamilnadu. Właściwie to jest to stan pod wieloma względami lepszy niż ten, w którym przyszło mi mieszkać. Ludzie tutaj rozmawiają po angielsku, a nie w tamilglish, jak tam, gdzie pracuję. Do przygotowanych potraw wkładają znacznie więcej serca, a nie wrzucają składniki do gara tak jak tam, gdzie jadam po pracy. Golą wąsy i choć śmiecą tak samo, ale co jakiś czas ktoś to podnosi. Mają śliczne góry i Morze Arabskie i potrafią to wykorzystać. Bardzo lubię tam bywać.
Fort Kochin.
Fort Kochin to pierwsze miejsce jakie tutaj odwiedziłem. Zajechałem tam rano, więc jeszcze się budził do życia. Sama nazwa nieco mnie zmyliła. Garmin zamiast do militarnych fortyfikacji doprowadził mnie do knajpy imienia Boba Marleya. Uznałem tę sugestię za słuszną, zjadłem małe co nieco, żeby poprawić śniadanko i udałem się w poszukiwaniu fortu. Jak się okazało po półgodzinie, szukałem czegoś, co nie istnieje. Dwie napotkane Brytyjki, które spytałem gdzie jest fort, zdziwione odpowiedziały, że dookoła. Hmm.
Kochin w przeszłości było portem rybackim. W okresie kolonialnym Portugalczycy obronili się tutaj przed najeźdźcą z Zachodu i oto mamy całą tajemniczą nazwę. Po panowaniu Portugalczyków fort został przejęty przez nieco bardziej wyluzowanych kolonizatorów z Holandii. Oni nieco poburzyli, trochę pobudowali i w efekcie powstało w środku tej odległej ziemi miasto, przypominające miasta europejskie.
Pochodziłem więc sobie troszkę po uliczkach, które nieco przypominały europejską zabudowę, wyobraziłem sobie jak pięknie mogło to kiedyś wyglądać, widziałem katedrę, gdzie przez 2 lata spoczywało ciało Vasco da Gamy, zasiadłem w knajpie na kawkę z naleśnikiem gdzie dopisałem te słowa i ruszyłem dalej. Celując we wspaniale plaże Varkkallai.
Alappuzha
Po drodze jednym z przystanków była Alappuzha. Miejsce, w którym woda morska cofa się w głąb lądu, tworząc wielkie rozlewiska. Miejscowość ta słynie z niesamowitych wyścigów łodzi wiosłowych, na które się niestety nie załapałem. Wieloosobowe łodzie napędzane wieloma parami wioseł przemykają rozlewiska Alappuzha. Jest to ulubiona rozrywka autochtonów. Przeszedłem się na krótki spacer wzdłuż brzegu, kupiłem 2 pączki, trzasnąłem drzwiami tawery i w drogę.
Varkkallai beach
Noc spędziłem tym razem w hotelu. Prysznic znacznie poprawił mi humor. Po śniadaniu udałem się niezwłocznie do Varkkallai, aby podziwiać śliczne, unikalne pod względem geologicznym klify. I opłacało się przemierzyć cały ten dystans po beznadziejnych keralskich drogach.
Po zaparkowaniu auta na brzegu klifu, w dole ukazała się moim oczom śliczna plaża, położona w bardzo fajnej dolince, otoczonej z 2 stron bardzo ładnymi (niestety znacznie gorzej pachnącymi) klifami. Woda miała kolor lazurowy, niebo natomiast było niebieskie. Zaległem tam na chwilę, pocieszyłem oczy. To zdecydowanie jedna z najładniejszych plaż jakie do tej pory widziałem. Smaczku nadawały klify otaczające ją z obu stron
Kollam
Na poszukiwania pysznego lunchu udałem się do Kollam. Spore miasteczko o najbrudniejszej plaży, jaką widziałem w życiu. Plaża zdecydowanie mnie zawiodła, pyszne tygrysie krewetki nie. Wielkie krewetki smakowały wybornie z sosem słodko-ostrym oraz ciapatym. Nie tracąc więcej czasu, ruszyłem w stronę poleconej przez mojego zaopatrzeniowca ślicznej miejscowości. Zobaczymy, do tej pory jego trafy nie były najszczęśliwsze.
Kottayam
No tu się nie będę rozpisywał. Przyjechałem, zobaczyłem, odjechałem.
Kumily
I dojechałem do końca Kerali. Kumily odwiedziłem już wcześniej, ale nie widziałem największej atrakcji tego miejsca. Po przebudzeniu się rano i szybkim śniadaniu poszedłem do rezerwatu tygrysów z nadzieją, że spotkam wielkiego zwierza. Hm, jedyne co spotkałem, to parę małp i wielką wiewiórkę, ale i tak się opłacało pochodzić trochę po parku. Rezerwat tygrysów oferuje możliwość przepłynięcia się łódką po jeziorze Tekedy. Podczas takich wycieczek jest możliwość ujrzenia zwierzaków pijących wodę z jeziora. Tym razem moim oczom ukazało się stado guźców, Kingfisher i jeszcze inny ptak, którego już nie potrafię zidentyfikować.
Powrót
W drodze powrotnej cyknąłem kilka zdjęć napotkanym boskim posągom i podczas przejazdu przez uliczki jednej z mniejszych miejscowości ujrzałem powóz, którym spokojnie bohaterowie Tolkienowego świata mogliby przenosić pierścień Baginsa. Wielki, zdobiony powóz na kołach znacznie większych od mojego auta wyłonił się nagle zza rogu. Nie mam zielonego pojęcia co to było, ale było wielkie. I tym optymistycznym akcentem zakończyłem Road Tripa przez Keralę. Więcej tutaj było jazdy niż zwiedzania, ale Kerala jest tego warta. Nie jest zbyt wdzięczna, ponieważ drogi tutaj są fatalne, ale widoki z nich cudowne.
Cudownie, cudownie, ale wracaj :)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny wpis.
OdpowiedzUsuń39 yr old Assistant Media Planner Rycca Kleinfeld, hailing from Pine Falls enjoys watching movies like My Gun is Quick and Model building. Took a trip to Harar Jugol and drives a Ferrari 857 Sport. pojawiaja sie na tej stronie internetowej
OdpowiedzUsuń