środa, 12 stycznia 2011

Święta na obcej ziemi

Święta
Boże Narodzenie w polskiej kulturze to jedno z najważniejszych świąt. Pomijając aspekt religijny, którym jestem mało zainteresowany, święta Bożego Narodzenia obok Wielkanocy to dla mnie bardzo ważny czas. Odkąd pamiętam spędzałem te święta rodzinnie. W większym lub mniejszym ostatnio gronie, ale rodzinnie. W tym roku po raz pierwszy święta spędzałem daleko od najbliższych. Ponad 7000 km od nich. I nie było to przyjemne.

Podróż
W piątek 24 grudnia w pracy miałem wolne, więc o 6:10 wyruszyłem z moim rosyjskim współpracownikiem, którego również dotknął świąteczny dyżur na tej obcej ziemi, w stronę Chennai. Po drodze zjedliśmy pyszne śniadanie podane na liściu bananowca. Samosa, ryż i sambar napełniły żołądki na szczęście na długo, więc można było śmiało cisnąć naszą tawerą dalej.


Pondi
Pierwszy dłuższy przystanek zrobiliśmy w krainie rozkoszy zwanej Pondicherry. W Pondi są śliczne plaże, liczne nadoceaniczne resorty, ale jest też pewna rzecz, która interesuje mnie dużo bardziej. W Pondi akcyza na alkohol jest dużo niższa niż w całym Tamilnadu, więc w mieście jest zatrzęsienie monopolowych, w których wybór rozmaitych trunków doprowadza, nawet początkującego Tamila jak ja, do łez ze szczęścia. Wiele gatunków piwa (trafił się nawet Okocim Palony, Corona, Heineken, których nie sposób znaleźć w nawet ***** Hotelach w innych miastach tego stanu), podłe wino, doskonała whisky, wiele gatunków wódki. Nie mogłem wyjść z podziwu. Wiele nie myśląc, zrobiłem świąteczne zakupy, od razu przy okazji noworoczne i szczerze mówiąc do tej pory mam jeszcze kartonik piwa pod zlewem w kuchni.

Chennai
Popołudniem zajechaliśmy do Chennai. Jest to metropolia licząca sobie wg oficjalnych statystyk niecałe 4,5 miliona mieszkańców. Chennai, położone nad Zatoką Bengalską, otoczone palmami, stało się zamiennikiem polskiego śniegu, choinki i wigilijnego stołu przy kominku. Po zainstalowaniu się w największym mieście stanu wielkich wąsaczy pojechaliśmy pomóc w świątecznych przygotowaniach. Ulepiliśmy parę pierogów, schowaliśmy do lodówki zakupiony w Pondicherriy prowiant i zasiedliśmy do świątecznego stołu razem z miłą polską rodziną, która przywitała nas z otwartymi ramionami w ten miły dzień.


Wigilia
Wigilia zeszła szybko i prawie bezboleśnie w tradycyjny polski sposób. Były pierogi z lokalnej mąki z kapustą i grzybami, był barszczyk czerwony, była rybka i wiele innych przysmaków. Zjedliśmy, popiliśmy to wszystko, porozmawiałem ze swoją rodziną, która święta spędzała w kraju i tak spędziłem wigilijny wieczór. W tradycyjny polski sposób, jednak 7000 km od Żony, Taty, domu. Zdecydowanie kłuło gdzieś głęboko obok mostka. Nie polecam nikomu.

Pierwszy dzień świąt
Pierwszy dzień świąt spędziliśmy na luzie. Najpierw wyprawa na plażę, potem pizza i pyszna kawa w ostoi cywilizacji zachodu (barwista). Następnie spotkaliśmy się w mieszkaniu naszych świątecznych gospodarzy, gdzie na przywiezionym z Chinnalapatti grillu wylądowała kupiona na targu ryba, a na patelni znalazła się reklamówka krewetek, którą udało nam się wytargować od pani z rybnego stoiska. I tak spotkanie zeszło do wczesnych godzin rannych. Po wyjściu udało się nam złapać naćpanego kierowcę motorikszy, który rozwiózł nas po hotelach, dostarczając wielu niechcianych wrażeń.




Niedziela
W niedzielę mój rosyjski współpracownik udał się na zakupy, ja natomiast udałem się z jednym z polskich handlowców na farmę krokodyli, a następnie pokręciliśmy się nieco po wioskach rybackich oraz ponownie po plażach Zatoki Bengalskiej. Dzień przebiegł spokojnie, a zdjęcia które zrobiłem możecie obejrzeć poniżej. Wydaje mi się, że warto.






Powrót
W drodze powrotnej zajechaliśmy do Bangalore, gdzie 28 grudnia o 1:27 na lotnisku czekała na mnie moja Żona, która dołączyła nareszcie do mnie po niecałych 3 miesiącach rozstania. Nie będę się tutaj na forum wgłębiał w uczucia, które szargały mną podczas jej nieobecności u mojego boku, powiem jedynie, że jej przybycie zmieni sporo, a jej obecność jest dla mnie ważna jak powietrze, którym oddycham. Była najlepszym prezentem pod choinkę, jaki dostałem w swoim życiu do tej pory.

Święta, święta i po świętach
Więc tak tutaj minęły święta. Pierwsze w moim życiu święta tak daleko od rodziny, od znajomych, z którymi zawsze w tym okresie spędzałem czas. Zawsze wigilia była zarezerwowana dla rodziny, ale pierwszy dzień świąt spędzałem w gronie przyjaciół, z którymi po kolacji atakowaliśmy ulubiony klub  w rodzinnym mieście (w którym kilka miesięcy temu przyszło mi poślubić moją ukochaną). Święta zakończyły się długim powrotem do miejsca, w którym aktualnie mieszkamy. Nie polecam nikomu świąt tak daleko od rodziny i przyjaciół.

Pozdrawiam
J.P.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz