poniedziałek, 14 lutego 2011

Panna po tamilsku


Przepis na pannę po tamilsku jest prosty
  • Kobieta z wioski nieopodal, dobrze dobrana przez rodziców mężczyzny – 1 sztuka.
  • Pan młody – 1 sztuka.
  • Szczypta niezgody pomiędzy teściami .
  • Kapłan Indu – 1 sztuka.
  • Wszystko zmiksować w umiarkowanie obskurnej sali weselnej.
  • Białas – 1 sztuka do smaku.
  • Gotować godzinę na porannym słońcu.


Pan Młody
Dwudziestokilkuletni operator maszyny imieniem Macheshwaram. Wąsaty Tamil pochodzący z Velapatti, wioski oddalonej 28 kilometrów od fabryki. Zna kilkanaście słów po angielsku, więc można się z nim dogadać. Uśmiechnięty, umiarkowanie leniwy.

Panna Młoda
Brak danych i nie udało mi się ich zdobyć podczas uroczystości.


Uroczystość
Na uroczystość pojechałem skoro świt. Na zaproszeniu było napisane 6:30 – 7:30. Miałem wrażenie, że to ramy czasowe całej imprezy, a że nie chciałem opuścić żadnych ceregieli, więc wyjechałem z mieszkania o piątej rano – tak o piątej rano na wesele. Dojechałem jako pierwszy. Przywitali mnie rodzice Młodej Pary, którzy nie spodziewali się kogokolwiek tak wcześnie. Okazało się, że owe godziny to rama czasowa przyjmowania gości do domu weselnego, więc poczekałem godzinę w tylnej części sali weselnej, ziewając i wydrapując ropę z zaspanych oczu. W międzyczasie pojawiło się grono znajomych z pracy, którzy otoczyli mnie, aby towarzyszyć mi podczas pierwszego tamilskiego wesela.

Po 7:30 zaczęła się impreza. Przyszedł miły, mały grubasek z wymalowanym czołem w białe kreski, ubrany wyłącznie w pomarańczowe doti, i rozpoczął ceremonię. Odpalił ognisko i zaczął łączyć Młodą Parę. No tutaj okazało się, że nie mam najlepszego miejsca. Scena, na której odbywały się zaślubiny, była mało okazała. Para Młoda siedziała na ziemi przed grubaskiem z ogniskiem, a scenę otoczyli kamerzysta, fotograf i najbliższa rodzina, więc straciłem wszystko momentalnie z oczu. Podszedłem bliżej, wysunąłem aparat ponad tłum, zrobiłem kilkanaście zdjęć. Okazało się, że Młoda Para została przyozdobiona kolorowym wieńcem kwiatów, przystrojonych tysiącem cekinów oraz że każde z nich dzierży w dłoni odpustowe berło. Ciekawie to wszystko wyglądało. Po półgodzinie cała sala rzuciła w Młodą Parę garść żółtego ryżu, Panna Młoda przebrała się w inne sari, pół kilo złota i związek został zawarty ku uciesze Machaszwarana.






Śniadanie
Po zaślubinach wszyscy rzucili się na śniadanie w jadłodajni poniżej. Śniadanko oczywiście w indyjskim stylu, który już dawno przypadł mi do gustu. Na liściu banana pongal (ryż na słodko), jakaś słodka galareta, kilka sztuk idly i obfita łycha ostrego sambaru. Jednym słowem pyszności. Mimo sporej pojemności domu weselnego, pojemność stołówki była niewielka, więc na miejsce przy stoliku czekałem godzinę, rozmawiając przed domem weselnym ze swoimi podwładnymi o szczęściu Młodej Pary i planach produkcji na najbliższy miesiąc. Po śniadaniu o 9:00 wręczyłem Machaszwaranowi prezent i pojechałem z powrotem do mieszkania.


Smutek
Moi znajomi Indusi twierdzą, że 95% małżeństw w Tamilnadu (u Tomasza Kreta 70% w Indiach) odbywa się w ten sam sposób. Rodzice Pana Młodego szukają dla niego odpowiedniej wybranki. Często walory estetyczne rekompensowane są sowitym posagiem. Oczywiście nie ma już podziału klasowego w Indiach od wielu lat, ale małżeństwa między kastami to rzecz niebywała. Ważnym czynnikiem jest też wyznanie wybranki rodziców. Chciałoby się napisać „wybranki serca”, ale ta przyjemność jest zarezerwowana dla 5% małżeństw. Wiara musi być spójna. Mimo pozornej harmonii tego wieloreligijnego kraju, odmienne religie się tutaj nie mieszają. Nie ma takiej możliwości.
Panna Młoda jest jedynie informowana o fakcie, że zostanie wydana za mąż. Nie ma żadnego wpływu na to za kogo wychodzi. Nie widzi gościa przed ślubem. Nie ma możliwości sprzeciwu. Weto, jeżeli się pojawia, momentalnie tłumione jest silnym ojcowskim pasem. Jedynie mężczyzna ma prawo do wyrażenia opinii o wybrance. Na ogół na podstawie fotografii ocenia walory estetyczne swojej przyszłej drugiej połowy i ewentualnie dyskutuje z rodzicami o poprawności ich wyboru. Mężczyzna też wnosi w związek coś w rodzaju posagu. Oczywiście w ten sposób cały czas blokowane są małżeństwa między kastami. Nie ma tak, że ja daje 1 000 a ty 100 000 $. Musi być mniej więcej po równo.

Nie podoba mi się to. Porównując wyraz twarzy Małgosi (doczytany z pamięci) z miną Pani Machaszwaranowej, zrobiło mi się bardzo smutno. Jeszcze smutniej zrobiło mi się podczas dawania prezentów, kiedy większość gości nawet nie patrzyła na Pannę Młodą, nie mówiąc już w ogóle o chęci pogratulowania jej nowej, wspaniałej drogi życia.
Reasumując, zaaranżowanym małżeństwom mówię nie. Nie podoba mi się to. Nie smakuje mi to danie.
Lecz jest jeszcze szansa:
<script async src="//pagead2.googlesyndication.com/pagead/js/adsbygoogle.js"></script>
<!-- indiaexposure_main_Blog1_300x250_as -->
<ins class="adsbygoogle"
     style="display:inline-block;width:300px;height:250px"
     data-ad-client="ca-pub-1239176962157220"
     data-ad-slot="5505264799"></ins>
<script>
(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});
</script>

4 komentarze:

  1. Piękny temat na walentynki. Z wyrazu twarzy Panny Młodej wnioskuję, że ona podziela Twój sprzeciw wobec aranżowanych małżeństw. Z braku jakiegokolwiek przejęcia na twarzach gości wynoszę, że nikogo nie obchodzi jej nieszczęście.
    Ale przywiązanie do tradycji jest w nich bardzo silne. Nawet dorastanie w innej kulturze i otoczeniu nie jest w stanie tego zmienić. Kiedy byłem w UK kilka lat temu poznałem hindusa, dobrze wykształconego, urodzonego w UK, niezwykle jak na tamtejszą młodzież obytego i kulturalnego. Powiedział mi, że jego marzeniem jest wyjechać do Indii, żeby znaleźć tam żonę i żyć zgodnie z tradycją i kulturą, której mu w Anglii brakuje.
    Jestem ciekawy, czy spełnił swoje marzenie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Korzenie i kultura to rzecz ciężka do wytrzebienia. Do tego wszystkiego ślub był w Tamilnadu, a Tamilowie uznają się za ostatnią ostoję Induskiej Kultury. Musi być wąs, bose stopy, śmierdzące miasta, korupcja i tata musi Ci zleźć żonę. Prosta sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Natomiast mój znajomy Indus przyjechał do UK, żeby normalnie żyć. I choć stwierdza, że kocha Indie, to nigdy nie chciałby do tego kraju wrócić na dłużej. Także trudno generalizować. Aczkolwiek podtrzymywanie tradycji jest zaiste ogromne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie jest w tym ostamotniony. Sam spotkałem w Banga piłkarza który odwiedził swoje rodzinne miasto po latach pobytu we Francji i jak słusznie zauważył śmierdzi, korki wszędzie, nuda, jak ci ludzie mogą tak żyć? To pytanie zabawnie zabrzmiało z jego nie wąsatych ust.

    OdpowiedzUsuń